Drobny pyłek znajdowany w kupkach pod rodzinną szafą po babci. Ci, którzy nie zwrócą na to uwagi, mogą się później bardzo zdenerwować. Przegapili bowiem pierwszy znak posiadania żarłocznych lokatorów. Szkodniki drewna to zmora każdego miłośnika tego naturalnego tworzywa. Czy istnieją jakieś stare sposoby pozbycia się tych „korników”? Wszak nasze babcie zdawały się mieć remedium na każdy domowy problem. Czy tym razem?
Zacznijmy od tego, że nie mówimy o kornikach. Tak, to nieco szokujące, zważywszy na tematykę artykułu. Niemniej, tak właśnie jest. Potocznie określane są jako „korniki” czyli każdego owada żerującego w drewnie. Nas interesują dokładnie trzy. Prawdziwe korniki, kołatki i spuszczele. Te pierwsze spotkamy raczej w lesie, a co do dwóch pozostałych pomińmy sposoby ich rozpoznawania. Ważniejsze jest, jak się ich pozbyć, najlepiej bez użycia „złych” środków chemicznych? Wiele wspomina się o nacieraniu mebla cebulą. Zapewne chodzi o jej drażniący charakter. Owszem, wyciąg z cebuli pomoże na mszyce w ogrodzie ale tutaj zdziała niewiele. Zwyczajnie nie spenetruje drewna na tyle, by owady miały z nim styczność. Ciekawym pomysłem są „zastrzyki” z terpentyny i wstawianie nóżek mebla w naczynie z nią. Owszem, ten specyfik leczy np. zwierzęcy świerzb. Nie wniknie jednak do wnętrza drewna na tyle, by korniki się nim zatruły.
Co więc można powiedzieć o tych sposobach? Niestety, nic dobrego. Wszystkie łącząc pewne fakty z dziedziny zwalczania stawonogów, ale pobieżnie. Co prawda terpentyna mogłaby mieć jeszcze rację bytu, gdyby zamiast niej wykorzystać głęboko penetrujący środek ochronny. Niemniej nawet to da tylko pośredni efekt. Do zwalczania niszczycieli mebli potrzebne nam będą specjalistyczne metody.